11 – Czego nauczysz się na ASP? Czy artyści są skazani na bezrobocie – odcinek z serii #kimzostanęjakdorosnę

Dziś spotykamy się z Dominiką Suprun-Lachowicz , absolwentką ASP. Przeprowadzi nas przez kolejne etapy swojej edukacji, opowie o tym jakie szkoły skończyła i czy taką ścieżkę kariery poleca.

Dowiemy się jak wyglądają kulisy jej pracy, ile jest w niej kreatywności a ile systematycznej pracy.  Zapytam czy warto zostać grafikiem i ilustratorem.

Na początku odcinka mówię, że jest to cykl adresowany do ludzi młodych, którzy mogą jeszcze zmienić wszystko w swoim życiu. Nie twierdzę bynajmniej, że przychodzi czas gdy nie możemy nic zmieniać! Mam na myśli  całkowitą zmianę kierunku kariery, nowy początek. Wydaje mi się, że w pewnym momencie taka całkowita zmiana nie jest możliwa, ponieważ mamy już tak dużo doświadczeń i wiedzy, że na jej bazie jesteśmy w stanie zbudować fantastyczne projekty.
Garść przydatnych linków:

Dominikę możecie oglądać na instagramie:

Projekt Dobre Sztuki też tu znajdziecie:

W przyszłym tygodniu kolejny #przecienkprzerywnik, znów rozmawiamy o filmach, grach oraz interesujących wydarzeniach.

Jeśli podoba Ci się mój podcast i chcesz na bieżąco otrzymywać informacje o nowych odcinkach jestem na facebooku:

https://www.facebook.com/pogaduchapodcast/

oraz na instagramie:

Podobał Ci się ten odcinek? Posłuchaj odcinka z Markiem Lachowiczem który opowiada o tworzeniu komiksów oraz filmów animowanych.

 

pozdrawiam, Joanna


Wolisz czytać niż słuchać? Proszę bardzo:

Joanna Golańska: Dominiko, dzień dobry. Jesteś pierwszym gościem z cyklu, który pojawi się w moim podcaście. Jest to cykl poświęcony ludziom, którzy robią fajne rzeczy. To jest cykl też edukacyjny, więc pewna odpowiedzialność na twoich barkach teraz spoczywa.

Dominika Suprun-Lachowicz: Bez presji.

Bez presji. Będziemy mówić ludziom młodym, czyli takim przed 40-stką, którzy mają jeszcze czas by zmienić swoje życie, jak zostać grafikiem-ilustratorem. Zapytam się ciebie czy w ogóle warto. Ja bardzo bym chciała, ale brakuje jednej rzeczy-talentu. Ale ty ten talent masz, dlatego cię dzisiaj zaprosiłam.

Na początku powiem skąd się znamy albo ciebie o to zapytam, ponieważ nagrałam taki odcinek o przyjaźni, w którym powiedziałam, że jestem zupełnie niekontaktowa i nieprzyjacielska.

Tak, słuchałam tego podcastu i tak się zastanawiałam co ta za ściemy. To nie brzmi jak Asia.

Teraz się z tego wytłumaczę. Przyprowadzę wam jeszcze więcej fajnych gości i przy każdym z nich będę mówić skąd się znamy i jak to się stało, że w ogóle rozmawiamy, pomimo tego, że nie jestem otwarta na ludzi.

Dominiko, opowiedz swoją wersję tego, jak się poznałyśmy, a później ja opowiem swoją.

Moja wersja jest taka, że poznałyśmy się na kursie pisania.Dokładnie.

To nie był kurs pisania kaligrafii, bo takie też są. On dotyczył pisania opowiadań.

To był kurs z cyklu “Maszyna do pisania”. Poznałyśmy się na pierwszym, takim bardzo podstawowym kursie.

Może powiedzmy dwa słowa na temat kursów pisania? Nie mogę powiedzieć złego słowa na punkcie kursu organizowanego przez „Maszynę do pisania”, szczególnie tego drugiego, czyli dla zaawansowanych. To, że poziom pierwszego kursu nie odpowiadał naszym potrzebom, to był nasz błąd, bo to nie był kurs dla nas. Każdy mógł tam przyjść i pokazać co chce, w związku z czym było tam wielu aspirujących literatów.

Tam się poznałyśmy. Moja wersja jest taka, że pomyślałam sobie: „O mój Boże, w co ja się wrąbałam. Ale gdzieś muszę chodzić i ludzi spotykać. Tam będzie pełno ludzi z aspiracjami, którzy pokażą mi swoje książki, które chcą napisać i będą już czuć się jak gwiazdy, bo mają koncept w głowie, że już są twórcami i tak się będą zachowywać.” I miałam trochę racji, ale nie tyczyło się to wszystkich uczestników kursu.

Na kursie dla zaawansowanych było więcej fajnych ludzi, ale nikt nie zagościł w moim sercu na dłużej. Poza Dominiką, która spojrzała na mój out fit, w którym przybyłam, który był czarno-biały, a przy tym wzorzysty i powiedziała: „O mój Boże! Ty wyglądasz jak zaszumiony telewizor!” Pomyślałam wtedy, że to jest człowiek, który rozumie, jak trzeba patrzeć na świat. I tak — tak się ubieram, żeby wyglądać jak zaszumiony telewizor albo kanapa babci. O to mi chodzi i jeśli ktoś to dostrzega, to znaczy, że jest prawdziwym artystą. Odsunęłam krzesełko od stołu w moim sercu i powiedziałam: „Dominiko, zasiądź. Zostań z nami na dłużej.”

To jest takie dzisiejsze wyznanie, ale rozmawiamy o grafice i ilustracji, a nie pisaniu.

Dominika jest autorką wszystkiego, co piękne na mojej stronie internetowej. Jeśli jest tam coś brzydkiego, to znaczy, że kombinowałam na własną rękę. Jeśli jest prawdziwa sztuka, to robiła to Dominika.

Dominika rysowała pierwsze ilustracje na “Sztukę przetrwania”, robiła teraz rebranding, tworzyła też ilustracje do podcastu “Pogaducha”. Zapraszam więc tym razem, by nie odsłuchiwać, ale zobaczyć ładne rysunki.

Za chwilę dowiemy się, co Dominika jeszcze robi. Ale najpierw jak to się zaczęło? Kim chciałaś być, kiedy byłaś mała?

Bardzo wcześnie zdecydowałam, że będę pracować w studiu animacji i rysować filmy animowane. Wszyscy w rodzinie mogą to potwierdzić, że to zrodziło się bardzo wcześnie i długo się tego trzymałam.

Ale pracujesz w studiu animacji?

Pracuję, ale trzeba było zmienić marzenia, ponieważ okazało się, że to jednak nie jest dla mnie. Animowanie jest bardzo trudne, wymaga ogromnej cierpliwości i samozaparcia, a nie jest to twórcze i kreatywne… To znaczy na pewno jest, ale nie tak, jak ja to rozumiem. Doszłam do wniosku, że krótsza forma będzie lepsza.

Wróćmy jeszcze do Twojego dzieciństwa, pogrzebmy w przeszłości. Powiedziałaś rodzicom i całemu światu, że będziesz robić filmy animowane. Jaki był odbiór? Pochodzisz z artystycznej rodziny, gdzie każdy coś tworzył? Tata właśnie wrócił z Oscarem za reżyserię, a mama swoje obrazy ściągała z nowej galerii? To było czymś naturalnym, że każdy tworzy?

Nie, ale moja 6 lat starsza siostra również ma talent plastyczny i ona przetarła szlaki. W mojej rodzinie nigdy nie było negatywnego podejścia do takiej ścieżki kariery. Wiem, że niektórzy mają z tym problem, ponieważ rodzice uważają, że nie jest to przyszłościowy zawód. Rysowanie nie jest czymś, z czego można wyżyć. Nigdy czegoś takiego nie usłyszałam. Moja mama zawsze była bardzo wspierająca. Widziała, że mamy talent i uwielbiamy to robić, więc starała się dopingować i rozwijać w nas te talenty.

Którędy prowadziła cię ta ścieżka wydeptana przez siostrę?

Siostra uczęszczała do liceum plastycznego w Orłowie. Ponieważ była 6 lat ode mnie starsza tamten świat był dla mnie tak fascynujący i niesamowity, że oczywiście też bardzo chciałam tam pójść. Chociaż trochę się bałam, ponieważ wyjechanie z domu w wieku 16 lat i zamieszkanie w innym mieście to duże wyzwanie.

Nie jesteś z Gdyni?

Nie, jestem z Elbląga. Na szczęście mama pozwoliła mi wyjechać, choć z obawami, bo byłam bardzo niesamodzielnym dzieckiem. Mama bała się, że się zgubię.

Miałaś wsparcie siostry, która była na miejscu czy zostałaś wyrzucona z pociągu nad morzem i musiałaś zupełnie sama walczyć o przeżycie i jeszcze do tego zostać artystką?

Moja siostra studiowała wtedy w Toruniu, ale przyjechałam z koleżanką z gimnazjum z Elbląga, więc nie byłam zupełnie sama. Poza tym bardzo szybko zapoznałam się z ludźmi w internacie, którzy też byli przyjezdni.

To liceum… Wiesz, są różne teorie. Teraz będę się wymądrzać, choć nie mam do tego podstaw, ale taki mam charakter, że w każdym temacie muszę coś powiedzieć. Bazgrałam w gimnazjum, bazgrałam w liceum, zawsze to lubiłam. Nie miałam talentu, ale nikt mi nie zabronił. Nawet się zastanawiałam czy nie jestem artystką. Teraz wiem, że nie jestem, choć wolałabym być, bardziej niż przedsiębiorcą. Ale każdy ma inne talenty. Kiedy zastanawiałam się nad wyborem liceum, myślałam o pójściu do plastycznego. Jednak wiele osób odradzało mi to, mówili, że nabiorę maniery, zepsują mnie tam. Jak już chcę robić coś związanego ze sztuką, to trzeba iść na ASP. Chociaż do studiów zaraz przejdziemy, bo tam też cię zepsują, zmanierują i nic z ciebie nie będzie. Miałaś takie obawy? Czy ktoś cię ostrzegał? Czy właśnie dużo nauczyłaś się w liceum?

Takie głosy były oczywiście. Jest w tym trochę prawdy. Każda decyzja niesie ze sobą plusy i minusy. Ogólnie w liceum plastycznym było super, na pewno bardzo się tam rozwinęłam. Muszę jednak przyznać, że oni mają wizję tego, kim powinien być artysta, czym powinien się zajmować. Jaki gust powinieneś mieć jako artysta, a czego się nie tykać. Jako osoba, która wyrosła na “Czarodziejce z Księżyca” i filmach Disney’a, dowiedziałam się, że absolutnie nie powinnam rysować takich komiksowych rzeczy czy ładnych dziewczynek. Tylko martwa natura i studium z modela, bo to jest prawdziwa sztuka.

Ale to mogło zabić wszystko, co kochasz. Z tego co rozumiem, chciałaś robić filmy animowane, bo oglądałaś “Czarodziejkę z Księżyca” i chciałaś rysować “Czarodziejkę z Księżyca”. A w liceum powiedzieli ci, że to wszystko jest złe. Zamiast tego teraz jest banan z jabłkiem, a obok konewka i przez 12 godzin masz to szkicować ołówkiem.

Mniej więcej tak. Może przesadzam, ale ja to tak odebrałam i trochę mi to podcięło skrzydła. Nadal jestem na etapie wychodzenia z tego i powrotu do korzeni, do tego, co mi sprawia przyjemność. Zauważyłam, że ktoś, kto nie był w liceum plastycznym, tylko rozwijał się w swoim rytmie, mając duży talent, to z kiczowatych rysunków przeradzało się to w fajne ilustracje. Nawet jeśli o zabarwieniu komercyjnym, to nie jest to nic strasznego. Poza tym rysunki znanych ilustratorów, którzy osiągnęli sukces również za granicą, często narodziły się poprzez takie fascynacje i są doceniani.

Myślisz, że to jest polska naleciałość? Uwielbiam komiks i uważam, że on jest najwyższą formą sztuki. Kiedy chciałam iść do liceum plastycznego miałam swojego pierwszego bloga, miałam 16 lat (więc to było dawno temu, na blogspocie dopiero zaczynało coś się dziać) i wrzucałam tam swoje komiksy. Nie ograniczał mnie brak talentu, robiłam je w Gimpie, kombinowałam. Uważałam, że to jest super. Zawsze lubiłam różne formy narracji i uważałam, że połączenie rysunku i opowieści to piękna sprawa. Aż u ciebie na weselu dowiedziałam się, że nie. Inni obecni tam artyści powiedzieli mi, że komiks to nie jest najwyższa forma sztuki. I że w szkole plastycznej zostałabym zniszczona za tę moją fascynację i naprostowana.

Byłabyś prostowana na pewno. Jednak to zależy od siły charakteru. Znam ludzi, którzy nadal usilnie trwali w swoich fascynacjach i na dobre im to wyszło. Trzeba mieć dużą charyzmę jako rysownik. Ja dałam sobie wybić z głowy, przynajmniej na jakiś czas.

Nie jestem specjalistką, ale wiem, że są niesamowite komiksy. Wydaje mi się, że to podobny temat jak filmy animowane. Potrafią również być ambitne, wartościowe i doceniane jako forma sztuki. Filmy animowane, którym daleko do komercyjnych produkcji, jak Disney czy bajki, które widzimy w telewizji.

Ale jeśli powiemy na ASP, że chcemy zrobić konkurencję dla Disney’a, też powiedzą nam, że to nie to czym powinniśmy się zajmować?

Oczywiście, Disney to samo zło. Ja też to teraz widzę, że Disney to jest taki kiczyk. Oczywiście przyjemnie się na to patrzy i większości się podoba, ale jako forma sztuki nie było to nigdy uznane. Pisałam zresztą pracę licencjacką na temat filmów animowanych. Nie chcę o tym za wiele mówić, bo już niewiele pamiętam, pisałam ją na ostatnią chwilę, ale czytałam, że już na samym początku Disney nie był uważany za twórcę artystycznego. Były już wtedy filmy animowane bardziej aspirujące. Ale mało kto o tym wie, że “Śnieżka” nie była pierwszym filmem animowanym.

Jakiś czas temu byłam razem z dzieckiem w studiu Semafor w Łodzi i pokazywano nam animację “Piotruś i wilk”. Czy to już jest ta dobra sztuka, jeśli dostała Oskara za animację, czy dalej jesteśmy w takim Disneylandzie?

Mówisz o tej kukiełkowej animacji?

Tak, ona jest poklatkowa.

Moim zdaniem tak. Ale Oskary to szeroki temat. Chodzą pogłoski, nie wiem na ile to jest prawda, bo nie mam jak tego zweryfikować, że jury tak naprawdę wcale nie ogląda tych wszystkich filmów, które są nominowane. Oglądają jeden, Pixar’a albo Disney’a, lub pytają dzieci, który najbardziej im się podobał i na tej podstawie głosują. Nie wiem na ile to jest prawda.

To brzmi jak taka historia, którą mogłabym wymyślić i ją zapodać.

Tak, chociaż jeśli porównamy filmy, które wygrywają z tymi, które są nominowane, to jest to zastanawiające czemu zawsze wygrywają wielkie produkcje Pixar’a lub Disney’a.

Zachęcam w ogóle do odwiedzenia muzeum Semafor. Można zobaczyć kukiełki, jak one działają i jaki mają w sobie mechanizm. Fajnie ogląda się później film, kiedy już wiemy jak to jest zrobione. Jest na przykład scena z wielkim, brzydkim kotem, gdzie widzimy jak on oddycha. Brzuszek mu się rusza dzięki rurce wsadzonej w tyłek, którą trzeba było pompować, żeby ten brzuszek na odpowiednią wysokość podskakiwał. Trzeba było zrobić temu tysiąc fotografii. Jest to super doświadczenie, żeby zobaczyć od drugiej strony jak wygląda produkcja.

Jesteśmy już przy Oskarach, a jeszcze nie byliśmy z tobą na uczelni wyższej. Powiedziałaś, że się broniłaś, więc już wiemy, że gdzieś byłaś. Byłaś na ASP?

Tak, na ASP w Gdańsku, na wydziale grafiki.

To była dobra zabawa czy dużo pracy? Zwykle słyszę, że na ASP są fajni ludzie, wszyscy chodzą zjarani i w ogóle jest wieczna impreza. Dominiko, czy byłaś wiecznie zjarana i była to  wieczna impreza?

Nie. Na pewno nie na moim wydziale. Nie wiem jak jest na innych. Słyszałam, że to o czym mówisz występuje na malarstwie i na rzeźbie, chociaż nie chcę nikogo obrazić, na pewno są tam też ludzie pracują. Na grafice było mniej artystycznie. To jednak bardzo użytkowy kierunek. Musieliśmy używać programów graficznych, trzeba było się tego nauczyć.

Bardzo rozwinęłam się na grafice, ale w ogóle nie rysowałam i nie zajmowałam się ilustracją. Nie poszłam też na taką specjalizację. Zresztą, jak pewnie się domyślasz, to nie jest taka ilustracja, jaką ja bym się chętnie zajmowała, tylko bardziej artystyczna. Śmiałam się, że żeby coś było dobre musi być brzydkie. Jeżeli coś było ładne, nie było dobre. To jest duże uproszczenie, ale takie miałam odczucia co do oczekiwań na ASP.

Jeśli chodzi jednak o projektowanie graficzne, to te studia bardzo otwierają głowę. Zmieniają zupełnie sposób myślenia, postrzegania i podejścia do problemów. Nie tylko w projektowaniu graficznym, również później przy projektach jest to bardzo przydatne.

Zostałaś tam nauczona pracy koncepcyjnej i jak podchodzić do zagadnienia? Jeśli chodzi o programy graficzne, możemy znaleźć sporo tutoriali i kursów. Możemy też odpalić na przykład Ilustratora i narzędziowo poznać dany program, jeśli mamy wystarczająco samozaparcia, żeby po nocach sprawdzać co można zrobić danym pędzlem. Sama robiłam tutoriale z książki, jeden po drugim, gdzie mówili mi: “weź taki pędzelek, teraz duplikuj to, odwróć symetrycznie, nałóż jedno na drugie, stop warstwy” i zrobiłam dokładnie takie samo logo, jak to zaprezentowane w książeczce. To jest ok, wiadomo, że nie będę całe życie robić loga piekarni z książeczki. Ale na bazie tych ćwiczeń nauczyłam się jak działają narzędzia i mając tę podstawę mogłam wejść już głębiej, kreatywniej. Nauczyłam się też, że różne rzeczy można zrobić wieloma narzędziami i czasem jedno będzie lepsze, a drugie gorsze. Ale nie znalazłam tam odpowiedzi jak zrobić coś kreatywnie, a nie odtwórczo. Czy nauczyłabym się tego na studiach?

Tak, miałabyś szansę, żeby się nauczyć. Wiadomo, że na studiach są bardziej i mniej fajni wykładowcy, ciekawsze i mniej interesujące przedmioty. Na grafice jednak większość przedmiotów była bardzo ciekawa. Najfajniejsze było to, że ciągle były stawiane przede mną wyzwania i ciągle trzeba było przełamywać swoje zahamowania czy słabości i szukać kreatywnych rozwiązań. Jeśli chodzi o kreatywność, studia były bardzo rozwijające. Z narzędziami było trochę gorzej. Uczyliśmy się podstaw, ale większość trzeba było poznać samemu, przy okazji realizacji jakiegoś projektu, który trzeba było wykonać w konkretnym programie. Nie poświęcano zbyt dużo czasu na nauczanie tych programów. W rezultacie znam osoby, które po 3 latach nadal składały wydawnictwa w Photoshopie, ewentualnie Ilustratorze, a InDesign’a za bardzo nie znały. Nie wchodząc w szczegóły, uznaje się 3 programy za takie, które musisz znać, a jeśli ktoś nie miał dość samozaparcia, żeby samemu się dokształcać, kończył studia nie znając nawet tych podstawowych programów. Czyli wszystko zależy od ciebie.

Czyli jeśli ktoś mówi, że skończył ilustrację na ASP nie możemy domniemywać, że potrafi obsługiwać te programy? Jeśli starał się prześlizgnąć, prawdopodobnie mu się to udało?

Myślę, że tak. Podejrzewam, że tak jest wszędzie. Dużo zależy od ciebie. Jeśli zależy ci, żeby się czegoś nauczyć i maksymalnie rozwinąć, to masz do tego przestrzeń, a jeżeli chcesz się prześliznąć minimalnym nakładem pracy, prawdopodobnie ci się uda.

Skończyłaś liceum plastyczne i ASP i gdybyś teraz miała komuś doradzić, mówiłabyś żeby zrobił tak, jak ty, skończył te wszystkie szkoły plastyczne czy żeby poszedł do ogólniaka i później na ASP, a w między czasie skompletował fajną teczkę? Jakbyś doradziła jako starsza siostra?

To bardzo trudny temat. Nie wydaje mi się, żeby istniała jakaś lepsza droga. Ja dużo się nauczyłam, ale jednak mam żal za zrobienie mi prania mózgu, jeśli chodzi o podejście do komercyjnych ilustracji. Teraz do tego wracam i staram się odnaleźć własną drogę, ale jest to trudne. Zwłaszcza, że nie jestem osobą bardzo pewną siebie i przebojową w tym co robię. Cały czas mam wątpliwości czy to co robię jest ok. Nawet jeśli narysuję coś co mi się podoba, przeżywam straszne katusze, kiedy mam to gdzieś wrzucić i ktoś ma to zobaczyć.

Tak, i wtedy wchodzę ja. Byłam taka zła… Czytałam ostatnio książkę “Nie ma się co obrażać. Nowa polska ilustracja”. Polecam z resztą, jest tam wielu młodych, polskich ilustratorów, bardzo fajnych. Lubię ich ilustracje i lubię sobie gdzieś powiesić jakiś plakat. I nie ma tam Dominiki.

A oni robią dużo komercji. To jest w porządku. Robisz plakaty i je sprzedajesz, a później i tak ci powiedzą, że robisz to pod publikę, bo chcesz je sprzedać. Albo ilustracje do gazet – nie wiem czy to dobrze, czy źle, że robisz ilustracje do gazet? Można czy to już nie jest sztuka?

Można, w gazetach są bardzo fajne ilustracje.

Mnie się podobają, ja jestem zachwycona.

Oczywiście jeszcze zależy w jakich gazetach. W tych, o których podejrzewam, że myślisz, są bardzo fajne.

Jeśli chodzi o mnie, przygodę z ilustracją zaczęłam niedawno. Jest to zamiłowanie wyciągnięte sprzed lat i dopiero przekonuję się, że mogę to robić i ludziom się to podoba. Wiadomo, że osoby moim wieku, które zajmują się tym długo, są bardziej rozpoznawalne i pewnie czują się pewniej w tym co robią. Uważam, że jeszcze mam szansę i trochę czasu, żeby dojść do takiego poziomu. Może się uda.

Ja jestem twoją wielką fanką. Trochę mnie nawet wkurza, kiedy pokazuję innym swojego bloga, a oni zamiast czytać, jak normalni ludzie, mówią: “Ooo, jakie to jest piękne!” I to są Dominiki obrazki. Zresztą sami widzieliście, sami wiecie.

Przeszliśmy przez twoją edukację, a nie wiem w którym momencie zgubiłaś ten film? Kiedy nie chciałaś już robić “Czarodziejkę z Księżyca”?

Już na etapie liceum. Zastanowiłam się i stwierdziłam, że w Polsce nie ma studiów związanych z animacją. Wątpiłam w to, że wyjadę za granicę. Zmieniłam też trochę kierunek. Byłam najpierw na specjalizacji, która nazywa się reklama wizualna, ale trafiłam tam na nauczyciela, który był dla mnie troszkę zbyt trudny na początek. Jak wspomniałam, nie byłam zbyt przebojowym dzieckiem, więc kiedy trafiłam na nauczyciela, który był wymagający, a przy tym nie starał się być delikatny (wręcz było to dość niepedagogiczne podejście, takie trochę gnojenie dzieciaków), po prostu wymiękłam i przerzuciłam się na inny kierunek. Poszłam na snycerstwo, czyli rzeźba w drewnie.

Myślałam, że to jakaś sztuka walki, jak szermierka, tylko na małe noże.

Z nożami to ma tyle wspólnego, że używasz ostrych dłut, którymi dłubiesz w drewnie. Było to oczywiście bardzo przyjemne, miałam też fajną grupę. Ale to zupełnie nie było dla mnie, bo nie należę do osób cierpliwych, a tam po kilku godzinach pracy nadal nie było widać efektu. Szybko traciłam więc entuzjazm i w ciągu 4 lat skończyłam może 3 prace, z czego 2 to były płaskorzeźby a jedna, to mój dyplom. To niezbyt dobrze świadczy.

Jeśli mówisz, że ty nie jesteś cierpliwa, to nie wiem. Byłyśmy razem na warsztatach hafciarskich i ty tam dobrze się bawiłaś. Przez 2 godziny wyhaftowałyśmy jedną linie. Ja nie byłam w stanie usiedzieć na tyłku. Dla mnie usiedzenie tyle, ile trwa nagranie podcastu, to jest tyle, ile jestem w stanie wytrzymać. Muszę przynajmniej na chwilę wstać, gdzieś pójść, podskoczyć albo porozmawiać przez telefon, łażąc po pokoju. W życiu niczego bym nie wyrzeźbiła. Chociaż przy rzeźbie trochę chodzisz w koło, coś się ruszasz.

Wiadomo, trochę cierpliwości wiadomo, że mam, kiedy siedzę przy komputerze i rysuję, to też trochę trwa. Chodzi bardziej o to, że masz bryłę drewna, najpierw coś wymyślasz, później rzeźbisz to w glinie, więc tu możesz się trochę wyżyć, ale później musisz przełożyć to na drewno i to był ten moment, kiedy ja traciłam zainteresowanie. Później zaczynasz rzeźbić, robisz to czwartą godzinę, a ten kloc drewna wygląda dokładnie tak samo jak te 4 godziny wcześniej. Miałam wtedy takie reakcje, o których ty powiedziałaś. Często mnie na tych zajęciach nie było albo robiłam sobie przerwy. A pani była kochana i nie robiła nam w związku z tym żadnych problemów. Dowiedziałam się też od niej, że ja jednak myślę w sposób graficzny. To też mi dało wskazówkę, że drewno, to może nie jest coś dla mnie, może to był błąd.

Robienie takich trójwymiarowych rzeczy dla mnie jest czymś wow. Mój mózg grzeje się przy takim trójwymiarowym projekcie.

Przeszłyśmy przez etapy Twojej edukacji i później byłaś bezrobotna?

Nie byłam nigdy bezrobotna.

Dlaczego pytam? Każdy mówi, że po ASP, tak jak po politologii, możesz sobie w McDonaldzie pracować.

Wydaje mi się, że tak się mówi ze względu na te typowo artystyczne kierunki, aczkolwiek wiem, że osoby po malarstwie też spokojnie znajdują pracę na przykład w agencjach reklamowych. Więc ludzie by się zdziwili, że jednak można.

Właśnie co można robić? Słyszę o tym, że nie ma pracy, ale od ludzi, którzy mają trochę przesadne ambicje. Skończyli uczelnię, ale nie mają doświadczenia. Marudzą, że nie ma pracy, a na pytanie o to, co chcieliby robić odpowiadają, że nie ma takich potrzeb, by sprzedawać obrazy. Chcieliby być jak Matejko, wiesz, obraz na całą ścianę i żeby on jeździł po galeriach.

Tak, ale do tego trzeba mieć ogromny talent i trzeba umieć się zareklamować, być obrotnym, przedsiębiorczym. A artyści rzadko tacy są.

Zależy też na pewno jakie jest zapotrzebowanie na obrazy, takie 10 x 5 m. Kto ma taką ścianę? Załóżmy, że zajmę się sprzedawaniem tego, bo umiem sprzedawać rzeczy (bo nie jestem artystką, coś za coś). Ale komu to opchnę? Muszę celować w ludzi, którzy mają taką ścianę. Ja nie mam takiej ściany w domu i chociaż byłaby to najpiękniejsza rzecz na świecie, nie dam rady. Chciałabym się zadłużyć, sprzedać samochód tylko po to, by to kupić, ale nie mam gdzie tego powiesić. Może głupi przykład, ale znam wielu artystów i ludzi, którzy robią ładne rzeczy, ale przy tym są zupełnie nieogarnięci jeśli chodzi o badanie rynku albo to gdzie to się sprzedaje i jak to się sprzedaje.

Tak na prawdę nie wiem, to nie jest moja bajka. Po grafice ludzie zwykle mają pracę, bo to bardziej przyszłościowy kierunek. Jak chyba architektura wnętrz? Podejrzewam, że tam też jest troszeczkę łatwiej.

Tak, ci znajomi z architektury, którzy zaczęli robić wnętrza, zazwyczaj mają pracę. Jeśli ktoś chciał budować wielkie budynki, ma trochę trudniej, ale to naturalne. Duże budynki buduje się rzadziej, niż robi remont mieszkania. Jeśli chcesz zaprojektować Pałac Kultury, to poczekasz kilka lat, zanim kolejny będzie potrzebny.

Jak zdobyłaś pierwszą pracę?

Poszłam po prostu na praktyki.

Pracowałaś za darmo?

Tak, w wakacje. Nie pamiętam po którym roku studiów, po drugim czy po pierwszym. Od razu poszłam do studia Grupa Smacznego i tam już zostałam.

Czyli dalej jesteś w swojej pierwszej pracy? Po studiach poszłaś do pracy i dalej tam jesteś. Powiedz jak wygląda twój dzień w pracy? Jeśli chodzi o grafikę mamy jakieś wyobrażenia, że pewnie siedzisz przy komputerze. Czasami przy artystycznych zawodach nam się wydaje, że człowiek cały czas chodzi z ołówkiem za uchem i szuka inspiracji. Dużo myśli, dyskutuje, dużo się inspiruje, a potem chwila moment i robotę ma zrobioną. Jak wygląda praca w waszym biurze i co w nim robisz?

W naszym biurze wygląda to tak, że przychodzę do pracy, siadam za biurkiem i rysuję. Potem jem obiad, wracam do biurka i dalej rysuję, a później idę do domu. Raczej siedzi się przy komputerze. Mamy przestrzeń otwartą, wszyscy siedzą obok siebie, możemy sobie porozmawiać. Może to komuś przeszkadzać, ale i tak rozmawiamy. Plusem jest to, że można oglądać filmy czy słuchać podcastów, o ile ktoś ma podzielną uwagę. Ja najczęściej rysuję postaci do animacji i to nie są wyżyny artyzmu. Słowo “komercyjny” nie oddaje nawet tego, co tam robimy. Czasem zdarzają się fajniejsze projekty, ale to, na czym studio zarabia, to najczęściej programy edukacyjne.

Z tego co widziałam, studio Smacznego to fajne miejsce i uważam, że robicie fajne rzeczy, tylko ja się nie brzydzę komercją. Kiedy ktoś mi powie: “Robiłem to” i to jest widoczne wszędzie w mediach, myślę sobie “Wow, super.” Dobrze, że złapaliście taki temat, tym bardziej, że przyjemnie go zrealizowaliście i nie po macoszemu. Wiadomo, że każde studio kreatywne musi robić też komercję, żeby realizować też inne projekty.

Wiem czym się zajmujecie, bo uwielbiam zaglądać Wam przez ramię i podglądać, bo strasznie mnie kręci, że można robić takie rzeczy. Ale powiedzmy też naszym słuchaczom czym się zajmujecie. Robicie po prostu animacje do reklam?

Na przykład. Ale tymi rzeczami studio już chętniej się chwali. Przez długi czas studio robiło reklamy Nju Mobile.

One są fajne.

Tak, są całkiem fajne. Robimy też swoje autorskie projekty. Na przykład flagowym projektem Grupy Smacznego jest bajka dla maluszków “Mami Fatale” o babci, która gotuje i ma prosiaka i pieska. To powstaje we współpracy z SMF-em i chyba leci gdzieś w telewizji.

Wyszukam to i pokażę.

To już jest od wielu lat. Teraz pracujemy nad serialem “Grand banda”, który jest częściowo na podstawie komiksów mojego męża.

Twój mąż będzie gościem i sam opowie o swoich komiksach.

On jest specem od komiksów, więc na pewno chętnie opowie więcej. To na pewno bardzo fajny projekt. Teraz pojawił się również temat animacji “Wilq”. Jeżeli ktoś interesuje się komiksami, pewnie będzie wiedział o co chodzi. Są też książeczki dla dzieci “Basia”, bardzo popularne.

Na tej podstawie będziecie robić animację?

Tak. Już zrealizowaliśmy kilka odcinków i jesteśmy w bardzo zaawansowanym stadium nad tym projektem. Wiem, że niektórzy czekają na tę bajkę już od kilku lat i nie mogą się doczekać, ale niestety to tyle trwa. Z finansowaniem takich projektów jest sporo zachodu.

Jeśli nie umiesz sobie odraczać gratyfikacji, to może być ciężkie kiedy pracujesz długo nad bajką i masz problem, żeby ją dokończyć i wypuścić, bo to musi tyle trwać. Widzę jak animacja o babciach jest robiona, znam część procesu, ponieważ mąż Dominiki nad nią pracuje. I cieszę się z tego powodu, że nad nią pracuje. Najpierw zrobił pilota, potem był długi proces i ma już scenariusz, pomysł jest fajny. W przypadku książki po prostu siądziesz i ją napiszesz, później poszukasz wydawcy i najwyżej sam ją wydasz. A tutaj poszukiwanie kogoś, kto kupi prawa, niepewność czy będzie się opłacało kręcić kolejne odcinki. Stresowałabym się tym, że nie będę mogła kręcić kolejnych odcinków, bo to za duże pieniądze, by zaryzykować i nagrać od razu 5 sezonów.

Tak, na wstępie musisz mieć pieniądze, by to zrealizować. Na cały sezon musisz mieć dopięty budżet, inaczej nie ma sensu ruszać.

W porównaniu do tego pilota, który widziałaś, te babcie wyglądają teraz zupełnie inaczej. Zupełnie zmienił się design i projekt postaci. To będzie jeszcze inaczej wyglądać.

To muszę się zapoznać z nową wersją.

Chociaż nie, pilot to był już pierwszy odcinek, a jeszcze wcześniej był zwiastun. W pilocie postacie już są takie, jak obecnie.

To była prywata, że znów będę próbowała dostać się do przedpremierowego odcinka. O animacjach będziemy rozmawiać z Markiem, ponieważ on się tym zajmuje. Ty po prostu robisz plansze albo różne projekty, jeśli macie na nie pieniądze lub finansowanie zewnętrzne. Robiliście grę miejską?

W sumie w studiu często rozrysowuję modele postaci, poza tym zajmuje się projektowaniem, czyli katalogami, materiały promocyjne, prezentacje. Z dwoma koleżankami realizuję też projekt “Dobre sztuki”. Udało nam się namówić szefów, żeby 4 godziny w tygodniu przeznaczyć na autorski projekt. Zaczęło się od rysowania GIF-ów inspirowanych sztuką dawną, obrazami.

To wam też zalinkuję, to jest zawsze zabawne i bardzo ładne.

Spotkało się to nawet z pozytywnym odbiorem. Niestety nie zawsze mamy czas, by ciągnąć temat. Na pewno będziemy się starać, żeby to nie umarło.

Jeśli chodzi o tę grę, na pewnym etapie okazało się, że jest możliwość pozyskania dofinansowania z miasta na projekt związany ze sztuką, a zwłaszcza z “Sądem Ostatecznym” Memlinga, ponieważ był to nieoficjalny rok Memlinga, w związku z rocznicą. Udało nam się dostać dofinansowanie na grę miejską i to było super doświadczenie. Wymyśliłyśmy scenariusz.

I całą grę miejską zrobiłyście w trójkę?

Zrobiłyśmy to w trójkę, miałyśmy też oczywiście pomoc ze strony menadżerki projektu – Gosi. Ona również bardzo nam pomogła. Wszystko opierało się o aplikację Huntly, oni zajmują się właśnie grami miejskimi. Same wymyśliłyśmy scenariusz i same stworzyłyśmy grafikę. Trzeba było przerysować cały “Sąd Ostateczny” Memlinga. Podzieliłyśmy się tak, że Ania robiła skrzydło piekielne, Paulina robiła skrzydło…

Bo to jest taki obraz, który się składa…

To jest ołtarz.

Doceniam słuchaczy, ale nie wiem czy nie pomyli im się z jakimś innym obrazem Memlinga. Możesz to naświetlić? Ten obraz składa się z trzech części.

Tak, składa się z trzech części, jest to ołtarz, znajdujący się w gdańskim Muzeum Narodowym. Gdańsk jest bardzo z tego dumny, bo to jeden ze 100 najważniejszych obrazów dawnych, ogromny skarb. Tam się bardzo dużo dzieje, jest wiele postaci. To jest Sąd Ostateczny, więc są potępieni, ci którzy idą do Nieba i tacy, których dusze są w tym momencie ważone. Musiałyśmy to wszystko przerysować. Było z tym dużo pracy, ale bardzo przyjemnej.

Czyli ten wachlarz rzeczy, które można robić po grafice jest bardzo duży. Ty robisz, to co robisz, a czym zajmują się twoi znajomi? Jest może ktoś, kto robi coś takiego nieoczywistego, a wykorzystuje do tego umiejętności ze studiów? Niekoniecznie w tym sensie, że ktoś skończył grafikę, a zajmuje się budowlanką, ale po tej grafice robi coś inspirującego i fajnego. Czy raczej każdy kończy w studiu, gdzie siedzi przed komputerem i coś rysuje?

Ciężko mi powiedzieć, nie wiem dokładnie co robią ludzie z mojego roku. Większość poszła w stronę projektowania graficznego, czyli robią identyfikacje wizualne, logo, katalogi, rebranding, tego typu rzeczy. Parę osób, z którymi utrzymuję kontakt założyło własne studia, część zatrudniła się w studio. Nie kojarzę nic innego, ale może po prostu nie przychodzi mi to teraz do głowy. A potem, kiedy skończymy rozmawiać pomyślę sobie: “Boże, przecież mogłam powiedzieć…”

Mam pytanie jak postrzegasz konkurencję w postaci samouków, którzy robią wizytówki za 50 zł? Mówisz, że nie masz tego zmysłu autopromocji i marketingu, żeby wiedzieć do kogo i z czym uderzyć, żeby zacząć sprzedawać, a są tacy, którzy to potrafią, za to pracę graficzną wykonują brzydko i wbrew zasadom przyzwoitości, ale to robią. Odpalają Paint’a i wylewają wiaderko czerwonej farbki, potem wkładają literki “Anna Kowalska” i sprzedają ci ten projekt wizytówki za 30 zł na czarno, bez firmy i tak to się kręci. To psuje rynek? Masz poczucie, że człowiek jest zjadany, jeśli stara zrobić coś fajnego i ambitnego?

Przykład, który podałaś jest bardzo skrajny i wydaje mi się, że nie psuje rynku, bo jeśli ktoś chce mieć wizytówkę za 50 zł, to będzie miał wizytówkę za 50 zł. To odzwierciedla jakieś jego możliwości i to na jakim jest poziomie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś robi już coś naprawdę fajnego, to też zdaje sobie sprawę z pewnych rzeczy i może bardziej docenia.

Po pierwsze jednak nigdy nie wiadomo ile taka wizytówka powinna kosztować. Po drugie spotkałam ostatnio dziewuszkę, która reklamowała swoje usługi, właśnie robienie wizytówek, kradzionymi grafikami, więc nigdy nie wiesz. Może ona je robi? Też nie podchodziłabym sceptycznie do osób, które robią rzeczy tanio. Mnie też się to zdarza. Zdjęcia robię za bezę i kawę. Lubię robić zdjęcia, ale nie mam poczucia, że jestem w tym kompetentna, żeby robić je za jakieś sensowne pieniądze, mam inną pracę. Po prostu strasznie mnie to kręci. Ostatnio robiłam zdjęcia przedmiotów na stronę internetową, za darmo, bo nie wiedziałam czy ja to spieprzę, czy nie spieprzę. Stwierdziłam, że na czymś muszę się nauczyć. Zamiast coś wymyślać, wolę, żeby to faktycznie komuś się przydało. Nie zawsze jest tak, że to, co ma niską cenę jest słabe. Te zdjęcia były całkiem ok i może następnym razem wezmę za nie pieniądze. Ale kilka takich musiałam wypuścić. Stać mnie na to, żeby pracować za darmo, więc czasami sobie pracuję.

To jest ok, jeśli to jest twoja decyzja, że chcesz pracować za darmo. Ja też na początku robiłam ilustracje za darmo, ponieważ sama chciałam się nauczyć i wprawić. Generalnie nie mam z tym problemu.

Zastanawiałam się właśnie czy to nie jest takie marudzenie dla idei. W moim biznesie też jest pełno ludzi, którzy robią dziwne rzeczy. Gdybym miała się skupiać na tym, że 70% mojej konkurencji nie płaci podatków i zatrudnia ludzi na czarno na godziny, a ja staram się to zrobić lepiej i dawać umowy o pracę i płacić podatki, które powinnam płacić (wiadomo, że sobie to optymalizować, ale jednak w granicach prawa), to musiałabym tylko siedzieć i płakać. Jeśli biznes nie jest opłacalny przy robieniu go sensownie i z głową, to znaczy, że coś robimy nie tak. To są takie jęki przy pytaniu kogoś jak mu życie płynie – że mu chałturzą, biorą pieniądze za kicz. Wiadomo, że kicz się sprzedaje, więc jeśli chcesz sprzedawać, to rób kicz. Albo trzymaj się zasad.

Moim zdaniem smutne jest to, że ludzie nie widzą tej różnicy. Może to kwestia edukacji i tego, że na każdym kroku, jak wyjdziesz na miasto i się rozejrzysz, to wszędzie jest straszliwa szpetota. Chociaż w Gdyni pojawiły się piękne szyldy, które robią artyści.

Tak, też Traffic Design robi piękne rzeczy, też na dworcach, zrobili mi piękny mural pod mieszkaniem, bardzo to doceniam.

O to chodzi, że kiedy widzisz coś, co jest zrobione dobrze, tym bardziej widzisz ten kontrast, kiedy coś jest zrobione źle. Chodzi o to, że ludzie nie dostrzegają tej różnicy i nie widzą dlaczego coś jest brzydkie – jakieś wiszące szmaty i czerwono-żółte napisy. To jest przykre, ale tak jak mówisz – jeśli jest na to popyt, wiadomo, że ludzie będą to robić. Jeśli nie ma zaufania do ludzi, którzy są specjalistami albo mają wykształcenie, co można na to poradzić.

Jest nadzieja, że to się będzie zmieniać. Kiedy tylko mogę, jestem w Holandii, a tam jest świetna edukacja. Popłakałam się ze wzruszenia, gdy przechodziłam obok holenderskiego liceum ogólnokształcącego. Mieli zajęcia z designu, była tam sala do tworzenia, gdzie były MacBooki z wielkimi ekranami i różnego rodzaju drukarki. Pytałam znajomego czy to na poważnie, żeby w liceum dawać MacBooki? No tak, bo oni coś tam sobie projektują i tworzą. Przestrzeń miejska też jest inaczej zaaranżowana. Tylko to już jest kilka pokoleń ludzi, którzy mają ładne mieszkania. Ja im zaglądam do okien, tym bardziej, że nie mają firanek, bo mają ładne mieszkania i są dumni z siebie i swojego życia.

To oni nie chodzą nago po mieszkaniu?

Nie, ale nie ma też takiego pomysłu, że będziesz im zaglądać w te okna. Chyba, że jesteś mną, ale ja piszę, więc muszę wiedzieć jak mieszka Holender. Gdyby dzieciaki przyszły ze szkoły i rzuciły tornistry na stół w salonie, to jest normalne życie. Jeśli ktoś siedzi przed telewizorem, to jednym okiem ogląda film, a drugim patrzy na ulicę. Nawet ci pomacha, jeśli widzi, że trzeci raz tamtędy jedziesz i wie, że zatrzymałaś się w domu obok. Mają inne podejście do tego.

Młodzież ma ten sprzęt, ale też żyje w fajnych mieszkaniach, bo rodzice rozumieją design i czują wystrój wnętrz. Starsze pokolenie też już coś kombinowało. Więc jeszcze trochę przed nami zanim dojdziemy do tego momentu. Ale jestem pełna nadziei.

Byłam w weekend w Słupsku. Na początku myślałam “O mój Boże”, no bo właśnie w Gdyni przynajmniej jest ten Traffic Design, są te murale. Zobaczyłam co tam budują. Odświeżają teraz zabytki, mają też super bibliotekę w kościele, który kiedyś spłonął. To zostało odnowione, teraz jest tam biblioteka, wygląda pięknie. Moim zdaniem fajne jest to, że niezależnie w jakim budynku mieszkasz w tym Słupsku, możesz pójść do takiej biblioteki i zobaczyć coś ładnego, coś innego. Zobaczyłam też, że rewitalizują budynek, myślałam co tam robią. Na pierwszy rzut oka w Słupsku jest dużo do zrobienia. Zdziwiłam się, że tworzą tworzą tam instytut sztuki, podczas gdy wydaje się, że mają bardziej podstawowe potrzeby do zrealizowania. Później pomyślałam jednak, że to ma sens. Kiedy pokażemy ludziom sztukę i ładne rzeczy, to kiedy wrócą do domu i zobaczą starą szmatę zamiast firanki, może wpadną na pomysł, że jeśli to zmienią, zrobi się trochę ładniej. Może to wyjść od środka.

Zbliżamy się do końca i wiemy już bardzo dużo, więc dziękuję ci za to, co opowiedziałaś nam o świecie sztuki.

Robisz teraz różne projekty i pewnie będziesz robić, jeśli ktoś się do ciebie zgłosi. Bo muszę wam powiedzieć, że Dominika jest w ciąży i dlatego jej nie przeszkadzam, kiedy mi tu stuka obok mikrofonu. Musicie posłuchać stuki, dlatego, że Dominika wymościła się na poduszkach, bo już jest całkiem zaokrąglona. Będzie miała dzidziusia, a jak wszyscy wiemy, jak się ma dzidziusia, to ma się dużo czasu na macierzyńskim i na pewno będzie coś rysować.

Może powiesz mi, albo razem powiemy, jak wygląda taki proces pracy nad grafiką na zamówienie. Jakbym powiedziała: “Dominika rysuj!” I od czego wtedy zaczynasz?

Jak wspominałam, nie mam jeszcze dużego doświadczenia. Na podstawie tych kilku zleceń, które już miałam, przede wszystkim to od Ciebie, które jest jednym z moich ulubionych, bo bardzo przyjemnie jest rysować ładne dziewczyny.

Zarumieniłam się. Dominika zawsze mówi mi takie miłe rzeczy.

Jak Czarodziejka z Księżyca.

Dlatego uwielbiam, kiedy Dominika mnie rysuje, bo jestem strasznie niefotogeniczna. Wiedzieliście jakieś zdjęcia i stwierdzicie, że nie, ale zapytajcie mojego męża. To jest 150 zdjęć, żebym nie miała jakiegoś drugiego podbródka. Zawsze potrafię sobie zrobić dodatkowe podbródki, za duży nos, rzucić jakiś cień albo zamknąć oczy. Dlatego lubię kiedy Dominika mnie rysuje, bo mogę powiedzieć:”Zrób mi większe usta.” I wtedy mam większe usta. To jest miłe. Ale to nie o to chodzi w zamawianiu grafiki, żeby być ładniejszym niż się jest. Chodzi mi o taką pracę koncepcyjną. Jak wymyślasz sobie pomysł?

Przede wszystkim pojawia się pytanie czy zamawiający ma jakieś oczekiwania. Często ktoś ma już jakieś wyobrażenie, wie jak to ma wyglądać. Czasem podsyłam jakieś inspiracje, podpytuję która stylistyka bardziej się podoba, czy to ma być grafika wektorowa, czyli bardziej geometryczna, płaskie kształty czy może bardziej wymalowana w Photoshoop.

Dominika zapytała mnie jakim radzieckim plakatem jestem. Pytała się jakie są moje ulubione radzieckie plakaty. Bo oczywiście każdy w domu ma listę ulubionych radzieckich plakatów. Ale radzieckie plakaty są super.

Po prostu Asia skojarzyła mi się z postacią z socjalistycznego plakatu, taką dumną, pokazaną troszkę od dołu, spoglądającą z wyższością na odbiorców i reklamującą etos pracy. Jakoś tak.

Mam zaufanie do Dominiki i jej patrzenia na świat. Jeśli ktoś mówi mi, że wyglądam jak zaszumiony telewizor, to ja rozumiem, że on widzi poprawnie. Dominika fajnie wyciąga te istotne rzeczy, a nie patrzy na te rzeczy nieistotne. Jeśli nawet to, co przed chwilą powiedziała, o tym patrzeniu z góry, mogło mnie jakoś zakłuć, to jeśli Dominika mnie tak postrzega i ludzie tak mnie postrzegają, jeśli tak się wypowiadam i to ma być ilustracja tego, co robię, to nie będzie będzie rysować Asi głaszczącej ciepłe króliki. Ona wie co robi i co ilustruje. Oczywiście możemy mieć własne sugestię, mogę powiedzieć: “Nie, bo ktoś może pomyśleć, że zadzieram nosa, jak mnie tak narysowałaś z dołu.”

Tak to wygląda, a potem podsyłasz jakiś szkic?

Tak, najpierw powstaje szkic i trzeba sobie dużo wyobrazić i dopowiedzieć. Nie przejmować się tym, że to ma tak wyglądać, bo to dopiero początek. Ustalamy sobie też wstępnie paletę. Z Tobą było to oczywiście bardzo trudne, bo nic nie chciałaś powiedzieć. Ale w końcu przesłałaś kilka propozycji.

Tak, bo ja mam duże zaufanie. Ty znasz się lepiej na kolorach. Z kolorów lubię zielony.

A ja wysłałam ci bardziej brązowawe kolory i powiedziałaś, że nie.

Nie lubię pomarańczowego. Wolę zimniejsze kolory, niż cieplejsze. Czyli coś tam powiedziałam. Ale to nie jest jakiś długi proces.

I tak często zmieniam założenia. Nieraz dopiero, kiedy pobawię się suwakami, wychodzi coś fajnego, bo to wcale nie jest łatwe, by dobrać kolory. Z tobą było bardzo łatwo, nie było poprawek. Zwykle ludzie mają jeszcze poprawki.

Nie wiem jak można mieć poprawki do rzeczy, które ty robisz.

Życzę ci więcej tak bezproblemowych zamówień, jak moje. Jeśli chcecie sprawdzić jak się pracuje z Dominiką, to w opisie odcinka będą kontakty do niej. Możecie śmiało napisać i powiedzieć co wam się marzy i dostać wycenę. Zachęcam, jeśli macie zapotrzebowanie na ilustracje i grafiki.

Tyle z mojej strony, to był pierwszy odcinek z cyklu “Kim zostanę, kiedy dorosnę”.

Cały czas zastanawiam się, czy nie powinnam jednak rysować komiksów. Narysowałam jeden na “Sztuce przetrwania”.

Powinnaś. Powtarzasz, że nie masz talentu, a ja się z tym zupełnie nie zgadzam. To, że nie rozwijałaś tego talentu, nie znaczy, że go nie masz.

Nie chcę sprawiać wrażenia, że kokietuję. Zdaję sobie sprawę, że ten basic level mam wyższy niż przeciętny człowiek. Po tym jak rysowałam w gimnazjum i liceum, gdybym zaczęła intensywnie pracować, może nie byłabym wielkim artystą… Chociaż może bym była, tak bym to sprzedała. Robiłabym te brzydkie rzeczy i sprzedawałabym marketingowo. Chociaż może wtedy nie rozwinęłabym moich zdolności marketingowych, bo ta część mózgu odpowiedzialna za sztukę bardziej mi się rozwinęła. Narysuję wam kiedyś jakiś komiks, jak coś mi przyjdzie do głowy. Na “Sztuce przetrwania” możecie zobaczyć komiks o tym, jak wrzuciłam klucze od samochodu do studzienki kanalizacyjnej. Zrobiłam to potem drugi raz w życiu. Jestem jedyną osobą, która wrzuciła do studzienki na ulicy klucze od samochodu, 2 razy w życiu, w ciągu pół roku. Jeśli jesteście w stanie to pobić, to dajcie znać na moim fanpage’u.

Do usłyszenia, pa pa.

Podobał Ci się ten odcinek? Posłuchaj odcinka z Markiem Lachowiczem który opowiada o tworzeniu komiksów oraz filmów animowanych.

 

pozdrawiam, Joanna


5 odpowiedzi do “11 – Czego nauczysz się na ASP? Czy artyści są skazani na bezrobocie – odcinek z serii #kimzostanęjakdorosnę”

  1. Hej, gdzie te linki, o któych opowiadacie w podcaście, a ich tutaj nie ma? 😀 Czekam!
    Btw. świetna robota i bardzo mi ię podobała ta rozmowa (choć czasem przykłady w stylu “artyści lądują w macdonaldzie”, albo te skrajności z ludźmi, którzy psują rynek tworząc logo w paincie – ha to było takie maksymalne stereotypowe przegięcia ;)) – idealnie pod bieganie. Będę śledzić! <3

    1. Pewnie, że stereotypowe przegięcie 😉 ja sobie tego sama nie wymyśliłam tylko wyczytałam na kwejku czy innych demotywatorach i tak przekaz trafia często do ludzi. Dominika nam wszytko pięknie wytłumaczyła. Jakiego linku brakuje? Z pewnością tego do filmów tworzonych przez studio smacznego, to wyłapałam. Czegoś jeszcze?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *